Kiszone pomidory
Uwielbiam pachnące słońcem pomidory. Przypominają mi chwile uchwycone w babcinym ogrodzie, gdzie jako dziecko ukrywałam się w upale między grządkami kopru, czosnku, chrzanu, pomidorów i zwisających strąków fasoli. Zapach dojrzewających słodkich pomidorów, mieszający się z aromatem kopru, zawsze mnie urzekał.
Chyba dlatego dziś, gdy robię kiszone pomidory i ogórki, wkładam w nie bardzo dużo czosnku i kopru. Uwielbiam, gdy są mocno koprowe.
Kiszone pomidory nie są niestety, kiszonką do długiego przechowywania. Oczywiście można je zamknąć w słojach na zimę, ale szybko robią się miękkie i się rozlatują. Są oczywiście nadal pyszne, jednak przybierają konsystencję półpłynną.
W ciągu lata traktuję je jako szybką kiszonkę i kiszę na bieżąco jak ogórki małosolne.
Po trzech dniach, w zależności od warunków, już można się nimi rozkoszować. Zaczynają pięknie musować, są słodko kwaśne. Potem zaczynają nabierać charakteru i mocniej przenikać dodatkami i przyprawami. Osobiście lubię już takie pomidory około tygodniowe, które nabierają miękkości i jeszcze nie są pomidorową paćką. 😉
Taki soczysty, kiszony pomidor jest jak namiętny pocałunek lata. By nie upaćkać się ich sokiem, delikatnie zatapiam się w nie ustami i wysysam zawartość.
Można też w cywilizowany sposób, pokroić go w ćwiartki i elegancko podać na talerzyku, używając sztućców. Można. Oba sposoby stosuję 😀
Do zrobienia kiszonych pomidorów użyłam:
3 kg pomidorów
główkę czosnku,
kawałek rozdrobnionego korzenia chrzanu
kilka liści chrzanowych
koper z nasionami (te uwielbiam za anyżowy aromat i ich nie szczędzę)
spory pęczek koperku
kilka listków laurowych
Po kilka kulek ziela angielskiego, gorczycy, jałowca oraz pieprzu kolorowego
Dla ostrości dorzuciłam również kilka papryczek chilli
I solanka, czyli woda i sól
*Do solanki używam na litr wody łyżkę soli. Nie łyżeczkę ani chochlę, a łyżkę. Wagowo to będzie jakieś 19 gram soli na litr wody. Wodę przegotowuję i odstawiam do przestygnięcia. Do ciepłej wody można wrzucić odmierzoną sól. Łatwiej się rozpuści. Pomidory zalewam zimną solanką.
Pomidorów nie obierałam, ani nie usuwałam z gniazd, a kisiłam wraz z ogonkami. Tym sposobem łatwiej mi się ukiszone wyjmują i ładniej prezentują na talerzu. Jakoś też mniej ciapią. Poza tym skórka w czasie kiszenia czasem pęka, więc, by nie nadwyrężać pomidora, prócz dokładnego mycia więcej z nim nic nie robię.
Umieszczam w czystym słoju wszystkie składniki i zalewam je zimną solanką.
*Nie gorącą, ponieważ pomidor ma cienką skórkę, a jak wiemy, jeśli chcemy usunąć z niego skórkę, należy sparzyć go wrzątkiem. To tej zasady w przypadku kiszonych pomidorów nie stosujemy i gorącej solanki unikamy 😉
No więc, jak już mam w słoju zalane wszystkie składniki to zakręcam słój i odstawiam go na kilka dni, by rozpocząć fermentację.
A potem, po kilku dniach cieszę jak dziecko…
Takie kiszone pomidorki zjadam na śniadanie do jajecznicy, na obiad jako dodatek i na kolację do kanapki. Świetnie odnajdują się przy grillowych specjałach. Można z nich zrobić doskonałą sałatkę, dip czy podkręcić nimi smak zupy. Są genialne same w sobie, jak i dodatek do dań.
Enjoy